Są to różnego rodzaju cierpienia:
- ból fizyczny,
-ból psychiczny,
-wieczna pogon za czymś,
-wieczna tęsknota za czymś,
-wieczne niezadowolenie.
Każdy z nich jest inny, a prowadzą do tego samego. Prowadzą do niezadowolenia ze swojego życia, z tego co się ma, z tego co się osiągneło, do widzenia wszędzie czarnych chmur i szklanki do połowy pustej.
Takie osoby są często mocno związane z przeszłością. Często o swoją kondycje obwiniają innych, rodziców, karme, prace. Niedostrzegają tego, że życie to ciągły wybór, a dokładniej ciąg wyborów, które doprowadziły je do tego a nie innego miejsca. A kto był odpowiedzialny za te wybory? No cóż oni sami.
Tak żyją z dnia na dzień pławiąc się w swoim cierpieniu, nie potrafią się z niczego cieszyć. Jedyną ulgą dla nich jest podzielenie się dosłownie i w przenośni tym cierpieniem z innymi, z rodziną, ze znajomymi, z każdym kto będzie chciał słuchać.
I tak zastanawiam się o ile im wtedy jest łatwiej, nie chodzi przecież o szukanie wsparcia, czy rady, a o proste wyplucie tego cierpienia na zewnatrz, wyplucie go jak jadu. Tak, żeby tego jadu, tej trucizny niszczącej ich życie było w nich odrobine mniej, żeby choć na chwile poczuć się lżej. Po to by ukraść trochę energii, uśmiechu, by wedrzeć się z tą brudną energią w czyjąś aure, dosięgną ją swoimi mackami.
To działa na krótką mete, te osoby,wcześniej czy póżniej stwierdzą, że nie czują się dobrze w towarzystwie "cierpietnika" i zaczną ją unikać. Pal sześć jeśli to znajomy, zawsze nas może nie być w domu, ale gorzej gdy to najbliższa rodzina, wtedy pozostają tylko techniki ochronne i oczyszczanie. Nie pozostaje to jednak bez wpływu na osobę narzekającą, ma ona wrażenie, że taka osoba, pod ochroną, jej nie rozumie, odsuwa się, nie słucha jej, jest zimna.
A czy nie łatwiej jest dostrzegać jasne aspekty swojego życia, te dobre strony. Zaakceptować siebie i swoje życie. Być wdzięcznym za to co nas spotkało, za każdy nowy dzień, wyzwaniem, który otwiera przed nami nowe możliwości. A to co zaprząta nam nasze myśli będzie docierać do nas w obfitości. Nie trzeba tego od razu, można małymi kroczkami. Codziennie jedna mała rzecz. "Jestem wdzięczna za ..." Obejrzeć komedie, pośmiać się z żartu, uśmiechnąć się do siebie w lustrze.
Jeśli wiecznie myślimy o tym co nas unieszczęśliwia, beziemy dostawać coraz wiecej powodów do cierpienia.
Jeśli zaś będziemy myśleć o tym jak wdzięczni jesteśmy za to co nam przynosi radość, to i radości będzie coraz więcej w naszym życiu. I tej drugiej możliwości sobie i wam życzę :)
Grafika: Designed by Freepik www.freepik.com

Komentarze
Prześlij komentarz